wtorek, 8 marca 2016

Malowane różem

Był sobie raz kalendarz. Czarny, smętny, identyczny jak jego fabryczni bracia. Smutno mu było, że nikt go nie dostrzega. Postanowił więc zmienić wizerunek.
Złożył zamówienie na okładkę w wersji pink i czekał ...
Okładka zaczęła nabierać formy dość szybko, ponieważ wzorowana była na "swojej starszej siostrze". Główne założenia i motywy pozostały niezmienione, ale w miejscu fruwających motyli rozkwitły róże




Okładka była gotowa i pozostało już tylko spotkać się z kalendarzem. Jednak, jak to w życiu bywa, nie może być zbyt łatwo ... 


Jedno i drugie musiało dać się zapakować do walizki, przejechać szmat drogi, żeby w pięknych okolicznościach przyrody złączyć się w całość, czego oko aparatu już nie uchwyciło :D

4 komentarze:

  1. Świetny opis i równie świetna okładka. :)
    Wpis "wzorowana była na "swojej starszej siostrze" " dodatkowo mnie jeszcze rozbawił bo mam ludzkie skojarzenie. :D
    A wracając do samej okładki pomysł na ozdobienie jej różami na gałązkach z maski to strzał w dziesiątkę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne obie okładki, ta i z poprzedniego posta:)

    OdpowiedzUsuń
  3. 'Siostrzyczki' są przeurocze, chociaż do mnie bardziej przemawia granatowa :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :)